Rozdział 106
Tej nocy, kiedy wróciła do domu, Lam już wyszedł. Nie było po nim śladu w ich nowym mieszkaniu. Jeśli Kara nie jest z nią, mogła pomylić go ze snem.
Ale on nigdy nie może być tylko snem, jego znaki są wyraźnie odciśnięte na jej ciele. Czułość między jej nogami wciąż dręczy ją przy każdym ruchu. Lam jest prawdziwy i zostawił jej wiele, by o nim nie zapomniała.
„Nadchodzi szkodnik” – szepcze Kara tuż przed tym, jak drzwi gabinetu prezesa gwałtownie się otwierają.