Rozdział 466
Audrey
Edwin i ja staliśmy przed sierocińcem, gapiąc się na surową białą fasadę i błyszczące okna. Miejsce... zmieniło się odkąd tu byłem.
Kiedy byłem tu ostatnio, dach praktycznie się zapadał, gonty odpadały ze ścian budynku, a okna były pokryte pajęczyną pęknięć, przez które wpadało zimne, zimowe powietrze.